Toczy się niezwykle ciekawa i ostra dyskusja wokół pomysłów MZ na nowe standardy okołoporodowe. I chcę na wstępie zaznaczyć, że nie jest moją intencją wchodzenie na pole dyskusji politycznej.
Rządy tzw. dobrej zmiany doprowadziły niestety do tego, że temat, który powinien być kompletnie na uboczu polityki, stał się polityczny, a nawet – co zawsze dzieje się ze szkodą dla medycyny jako dziedziny nauki – ideologiczny.
Bo gdzie leży problem?
Pod poprzednim moim wpisem na ten sam temat jedna z Pań napisała, że cała ta sytuacja oznacza dla niej, że nie czuje się bezpieczna. Co więcej – czytam w mediach, że teraz zastosowanie określonego sposobu leczenia, będzie zależało od konkretnego lekarza.
No ale czy dotychczas przeprowadzenie porodu nie zależało od decyzji lekarskiej? Czy w sytuacji konkretnych wskazań lekarz ma wybór jak postąpić?
Albowiem wybór ten zawsze zależy od stanu aktualnej wiedzy medycznej!
Wyjaśnijmy ponownie odwracając – przyjmowany często błędnie – tok rozumowania. Otóż, jeżeli nowe standardy medyczne okażą się niezgodne z aktualną wiedzą medyczną, to działanie lekarza wbrew EBM (czy po polsku AWM) będzie mogło być uznane za prawidłowe? I czy obroni się w ewentualnym procesie?
Otóż nie!
A teraz przytoczę tezę wyroku SN z dnia 27 kwietnia 2012 r. (V CSK 142/11) odwołującą się co prawda do nieobowiązującej już ustawy o zoz-ach, ale wciąż moim zdaniem aktualną.
Mianowicie SN prawo do świadczeń zdrowotnych odpowiadających wymaganiom wiedzy medycznej, uzasadnia oczekiwanie pacjenta, że zastosowane wobec niego metody lecznicze i diagnostyczne, odpowiadające związanym z tym potrzebom, będą oparte będą na sprawdzonych i aktualnych metodach, będą więc świadczeniami odpowiedniej jakości.
Jakość rozumiemy tu zatem jako określony, zgodny z aktualną wiedzą medyczną, standard leczenia. Nie jako standard zapisany w jakimkolwiek akcie prawnym – wyższego czy niższego rzędu.
Ponadto zdaniem SN ochrona prawna […] obejmuje […] także naruszenie prawa do właściwego standardu opieki medycznej mogące wywoływać u pacjenta ujemne doznania psychiczne, dyskomfort, utratę zaufania do leczących, nawet jeśli nie spowodowało szkód medycznych. Do przyznania zadośćuczynienia za naruszenie praw pacjenta nie jest konieczne spełnienie przesłanki szkody na osobie, może być ono przyznane za sam fakt naruszenia i nie jest zależne od jednoczesnego wystąpienia takiej szkody.
Standard w tym wypadku rozumiemy jako określony poziom świadczonych usług, za który choćby w szpitalu, nie jest odpowiedzialny wyłącznie lekarz, ale cały personel medyczny i administracja szpitala z jej dyrekcją (zarządem) na czele.
Niemniej dotykamy tu już zupełnie innego problemu: dostępności metod, w tym najnowszych metod leczniczych. Można powiedzieć, że w danej organizacji lekarz ma obowiązek zapewnienia maksymalnego poziomu leczenia, na ile jest to wykonalne. Jeżeli nie jest, to musi sobie odpowiedzieć na pytanie: czy chce w takich warunkach leczyć? Czy chce w ten sposób leczyć?
Czy komentujący szeroko i ostro decyzje Ministra akurat w tej sprawie naprawdę uważają, że można zadekretować decyzję lekarza w nietypowej, trudnej sytuacji medycznej?
Dlatego za słuszne należy uznać, że to medyczne towarzystwa naukowe powinny decydować o kształcie wytycznych medycznych.
A o standardzie opieki w zakresie pozamedycznym oczywiście może decydować Minister. Ale to już jest polityka.
Podsumowując: jeżeli rzeczywiście prof. Chazan będzie miał wpływ na kształt standardów okołoporodowych i okaże się, że nie spełniają one standardów europejskich w zakresie medycznym, to lekarz nie będzie mógł powołując się na nie, zwolnić się z odpowiedzialności.
{ 0 comments… add one now }